Wraz z żoną byliśmy pracownikami Zakładów Naprawczych Taboru Kolejowego, po wpłaceniu kaucji otrzymaliśmy przydział na mieszkanie zakładowe przy ul. Mochnackiego, wielkości 33,86 m2, które to też sami wyremontowaliśmy w lutym 1990 r. W 2001 r. zostaliśmy hurtowo sprzedani prywatnemu właścicielowi, „pani Krystynie Szczepanek-Haisig”. Nie stać nas było na wykup lokalu, gdyż zakład był w likwidacji i kolejno byliśmy zwalniani z pracy. Według zapewnień właścicielki wnosząc stosowne opłaty mogliśmy dalej mieszkać.
Pod koniec 2012 roku wszystko zaczęło się zmieniać. Właścicielka zrezygnowała z biura zarządcy (a zmieniała ich dość często, na naszą niekorzyść) i wtedy zaczęła w ekspresowym tempie robić podwyżki i dokładać nam dodatkowe opłaty, które niegdyś należały do właścicieli, jak „konta bankowe, pensje dla zarządcy, ubezpieczenie budynku, fundusz remontowy”. Opłaty te nalicza nam jako narastający dług. W 2012 r. ze względu na zły stan okien wstawiliśmy nowe, gdyż przy każdych opadach woda wlewała nam się do mieszkania, bardzo dugo po parę złotych odkładaliśmy i skorzystaliśmy z ulgi dla emerytów. Właścicielka na piśmie wyraziła zgodę na 50% dofinansowanie. Po kilku miesiącach cofnęła dofinansowanie, dlatego że faktury za okna nie zostały wystawione na jej nazwisko, tylko na nasze.
Pod koniec roku 2012 otrzymaliśmy pismo od jej zarządcy (jeszcze był), z jej podpisem, że możemy sobie tę sumę 50% odliczyć od czynszu. Było to 1400 zł rozłożone na 3 miesiące. A za kilka miesięcy policzyło to jako dług narastający. Bardzo długo nas nękała listami, aż w końcu zwróciliśmy jej tę sumę jako sumę sporną do rozpatrzenia przez sąd. Dalej nękała nas podwyżkami. Nigdy nie zalegaliśmy nawet złotówki z opłatami za czynsz od pierwszego dnia zamieszkania, mamy na wszystko potwierdzenia. Według właścicielki dług wynosił 2028 zł, co spłaciliśmy zaznaczając, że jest to spłata sporna zadłużenia do rozpatrzenia przez sąd. 17.04.2015 r. właścicielka wniosła sprawę do sądu przeciwko nam o eksmisję, wcześniej przysyłała nam pisma, grożąc nam i żądając opuszczenia mieszkania i oddania kluczy. We wrześniu 2015 r. odbyła się pierwsza rozprawa, została odroczona, bo ani właścicielka, ani jej pełnomocnik się nie stawili. Druga sprawa – 22.02.2016 r. z niewiadomych przyczyn też się nie odbyła. W maju i listopadzie odbyły się sprawy, które nie poruszały ważnych dla nas kwestii, byliśmy przesłuchiwani i czuliśmy się jak przestępcy. 21.12.2016 r. został ogłoszony wyrok eksmisyjny. Złożyliśmy apelację i do tej pory czekamy na wezwanie do sądu. Mimo że sprawa jest dalej w sądzie, właścicielka znów nam przysłała pismo na prawie 3800 zł zaległości (20.03.2018 r.) z podanym terminem wpłaty – jeden miesiąc, inaczej straszy nas znowu sądem.